|
Marianne Wilhelmine Friederike Luise Charlotte Prinzessin von Niederlande urodziła się w maju 1810 roku w Berlinie, w miejscu, gdzie akurat przebywał jej ojciec, wygnany przez Napoleona I król Holandii Wilhelm VI. Królewna od dziecka cechowała się nadzwyczajnym temperamentem, więc kiedy w wieku 20 lat poślubiła doskonałą partię w postaci najmłodszego syna króla pruskiego Alberta IV Hohenzollerna, wiele postronnych osób zapowiadało, że szykuje się burzliwe i ciekawe małżeństwo. I rzeczywiście, księżna nie potrafiła dopasować się do sztywnego ceremoniału pruskiego dworu, nie chciała też pełnić roli figurantki, a że górowała nad mężem inteligencją i obyciem, niejednokrotnie dochodziło do scysji i awantur. Nic dziwnego, że niedoceniany małżonek z upokorzonym ego z czasem zaczął szukać potwierdzenia swych męskich cech u innych partnerek (oto właśnie wypłynął cały męski szowinizm piszącego te słowa), o czym królewnę skrupulatnie informowali różni "życzliwi", a że zgodnie z trzecią zasadą dynamiki każda akcja pociąga za sobą równorzędną reakcję, niedopieszczona Marianna też znalazła swego pocieszyciela w osobie...dworskiego koniuszego, z którym radośnie zaszła w ciążę. Kiedy sprawa się wydała, w światku królewskim wybuchł skandal. Wściekłość rogatego Wilhelma była tak wielka, że nakazał on swej żonie natychmiast spakować się i w ciągu doby opuścić kraj. Szybko odbył się proces rozwodowy, w wyniku którego Marianna uznana została za persona non grata z zakazem pobytu na terytorium Prus dłużej niż przez jeden dzień, w dodatku z obowiązkiem meldowania się na policji przy każdym wjeździe i wyjeździe. Było to dla niej i upokarzające i bardzo niewygodne, bowiem zostawiła w Prusach liczne majątki, a decyzja powyższa znacznie skomplikowała jej bieżącą nad nimi kontrolę. Większość tych dóbr położona była przy granicy austriackiej, księżna wyszukała więc niewielką posiadłość w Bilej Wodzie koło Złotego Stoku, zaledwie 10 km od Kamieńca i tam osiadła, zamieszkując w XVII-wiecznym zameczku myśliwskim. Co się zaś tyczy kamienieckiego pałacu, na podstawie decyzji sądu Wilhelmina odzyskała prawo do apartamentów w jego wieży, niemniej jednak rzekomo nie wolno jej było wchodzić głównym wejściem. Legenda mówi, że zarówno były mąż Marianny, jak i ona sama zjeżdżali później do Kamieńca w tym samym czasie, rezydencja była jednak na tyle duża, że nigdy nie wchodzili sobie w drogę. |