Imponujące pod względem rozmachu romantyczne zamczysko powstało z inicjatywy skandalizującej księżnej niderlandzkiej: Marianny Luisy Orańskiej, która po odziedziczeniu ogromnego majątku po swojej matce, królowej Wilhelminie, i pomnożeniu go poprzez prestiżowe małżeństwo z synem króla Prus, wybrała Kamieniec jako miejsce dla swej wytęsknionej rodzinnej rezydencji. Na jej decyzję wpływ miały przede wszystkim niepodważalne walory krajobrazowe okolicy, ale również swoisty romantyczny historyzm, bowiem z kamienieckim przyczółkiem wiązały się przekazy o polskiej księżniczce i księciu ziębickim, ich wielkiej miłości, spełniającej się w legendarnej warowni, stojącej rzekomo na wybranej przez Mariannę Zamkowej Górze. Jako wzorce dla planowanego przedsięwzięcia księżna wybrała dwa zamki: szkocką siedzibę hrabiego Ripon oraz krzyżacką twierdzę w Malborku. Realizacją projektu i jego urzeczywistnieniem zająć się miał wybitny niemiecki malarz i architekt Karol Fryderyk Schinkel - współtwórca zamku w Kórniku, który dał się poznać swej przyszłej pracodawczyni, stawiając w 1828 roku dla jej męża Albrechta von Hohenzollerna wspaniały pałac przy Lindenstrasse w Berlinie. Po odrzuceniu przez księżną pierwszych konceptów, zakładających powstanie bryły neoklasycystycznej, inspirowanej angielską architekturą obronną, sporządził on drugi projekt, przedstawiający pałac w szacie neogotyckiej i wyraźnie nawiązujący do budownictwa krzyżackiego. Projekt ten został zaakceptowany i oficjalnie dnia 15 października 1838 po wmurowaniu kamienia węgielnego ruszyły prace budowlane. Sam twórca nie brał jednak czynnego udziału w nadzorowaniu postępów przy stawianiu zaprojektowanego przez siebie gmachu. W związku z postępującą chorobą nerwową Schinkel niechętnie opuszczał Berlin i Kamieniec odwiedził zaledwie dwukrotnie: przy uroczystej inauguracji prac oraz podczas jednej jedynej wizytacji w maju 1840 roku. Bezpośrednim inspicjentem i wykonawcą listownych poleceń mistrza został niespełna 30-letni, świeżo upieczony architekt Ferdynand Martius, który początkowo pełnił jedynie rolę pośrednika w korespondencji między Schinklem a Marianną, nierzadko zażartej i pełnej ścierających się ze sobą skrajnie odmiennych koncepcji artystycznych dwóch bardzo silnych, upartych osobowości. Z czasem jednak i z postępującą chorobą artysty, wpływy młodego nadzorcy na ostateczną formę budowli stawały się coraz silniejsze i kiedy w 1841 Schinkel zmarł, Ferdynand został naczelnym architektem pałacu, a od roku 1861 pełnił zaszczytną funkcję nadwornego mistrza budowlanego. Martiusowi najwidoczniej bardzo podobało się w Kamieńcu, bowiem całe swoje życie związał właśnie z tym miejscem. Tutaj się ożenił i tutaj zamieszkał, realizując się nie tylko jako kierownik budowy na Zamkowej Górze, ale również jako autor kilku mniejszych pałaców, kościołów oraz szkoły. |
PAŁAC, WIDOK OD FRONTU NA POCZĄTKU XX WIEKU…. |
...W KWIETNIU 2005 r. |
PAŁAC W KAMIEŃCU ZĄBKOWICIM - FOTOGRAFIA ARCHIWALNA |
Postępom przy pracach budowlanych od początku towarzyszyły mniej lub bardziej kłopotliwe perturbacje. Uszkodzona masa kamienna na górskim stoku stwarzała realne niebezpieczeństwo osunięcia się gruntu, placowi budowy groziły lawiny kamienne, na domiar złego bryła pałacu nijak nie chciała zmieścić się na płaszczyźnie góry. Pomyślnie wszystkie te trudności udało się pokonać, prace szybko biegły naprzód i już po trzech latach (w momencie śmierci Schinkla) gotowe było surowe skrzydło zachodnie oraz północne wraz z narożną wieżą, wzniesiono też częściowo zachodnią i północną wieżę, a pozostałe mury zewnętrzne i flankujące je baszty osiągnęły poziom parteru. W 1844 obiekt nakryto dachem. Rozpoczęte w roku 1845 prace przy wykończeniu wnętrz ciągnęły się znacznie dłużej niż to pierwotnie planowano. Europejska rewolucja (1846) oraz skandal na dworze i będąca jego efektem separacja książęcych małżonków sprawiły, że Marianna straciła zainteresowanie zamkiem, lecząc smutki w podróżach na Bliski Wschód, do Włoch i Francji. Po powrocie z zagranicznych wojaży i ponownych odwiedzinach Kamieńca w październiku 1853 księżna zarządziła wznowienie robót, które w zasadniczej fazie trwały przez następne cztery lata. W październiku 1857 gmach był już gotowy na przyjęcie gospodarzy - Marianna spędziła tam wówczas swoje pierwsze dni, ze względu na skomplikowaną sytuację osobistą w pałacu przebywała jednak krótko i nigdy nie zamieszkała w specjalnie przeznaczonych dla niej apartamentach, zadowalając się jednym z pokoi gościnnych na trzecim piętrze. Pomimo (incydentalnej) obecności lokatorów wciąż w realizacji było szereg prac wykończeniowych w górnych partiach budowli, w kaplicy, mauzoleum, stajniach oraz przy budowie basenu. Do roku 1867 założono instalację wody i gazu, nieuchronnie zbliżały się również do finału rozpoczęte w 1858 starania przy komponowaniu założeń parkowo-ogrodowych z potężnymi tarasami, zwierzyńcem i systemem malowniczych grot, przekształconych z położonego na stoku wzgórza kamieniołomu. Oficjalne zakończenie prowadzonych przez ponad 30 lat, kosztujących łącznie około jednego miliona dukatów tj. równowartość blisko 3 ton złota, zabiegów budowlanych miało miejsce w zamkowych ogrodach 8 maja 1872 roku i związane było z uroczystym odsłonięciem Victorii, symbolu zwycięstwa w dopiero co zakończonej wojnie z sąsiednią Francją. |
PAŁAC NA STAREJ FOTOGRAFII - NA DRUGIM PLANIE BUDYNEK POMPOWNI I GAZOWNI |
POCZTÓWKA Z POCZĄTKU XX WIEKU |
W kwietniu 1873 roku Marianna podarowała Kamieniec swemu młodszemu synowi Albrechtowi von Hohenzollern - był to prezent ślubny dla Albrechta i jego nowej żony, księżniczki Marii von Sachsen Alteenburg. Przez blisko kolejnych 70 lat gmach znajdował się w rękach wspomnianej pary i ich potomków, aż do roku 1940, kiedy zmarł ostatni z przedstawicieli prostej linii rodu. Pałac pełnił wtedy rolę letniej siedziby Hohenzollernów, a w okresie zimowym jego wnętrza, park i tarasy udostępniano turystom. Po śmierci Fryderyka Henryka von Hohenzollern Kamieniec Ząbkowicki odziedziczył książę Waldemar Pruski, który wraz ze swoją żoną Kalikstą mieszkał tam do maja 1945, po czym uciekł do rodzinnej Bawarii. Jednak już trzy lata wcześniej rezydencję przejęła w swoje nazistowskie łapy paramilitarna frakcja Todta i sprawnie przekształciła ją w olbrzymi magazyn przejściowy, skupiający zwożone z całego Śląska, ale również i z naszego Wawelu, zabytki oraz dzieła sztuki. Tuż przed nadejściem Ruskich większą część zbiorów pospiesznie ewakuowano wgłąb Niemiec, a to co zostało (ok. 15 wagonów), niedługo potem pojechało w kierunku Moskwy. Po zorganizowanej grabieży zimą 1946 roku Rosjanie w akcie zemsty za okrucieństwa Hitlera podpalili pałac i zagrozili okolicznej (jeszcze niemieckiej) ludności, że zastrzelą każdego, kto podejmie próbę jego ugaszenia. W latach następnych postępowała dalsza dewastacja budowli, m.in. marmury z jej posadzek wykorzystano do wystroju Sali Kongresowej we wznoszonym wówczas Pałacu Kultury i Nauki. Stan ogólnej degrengolady, pogłębianej działalnością szabrowników i różnej maści meneli, trwał aż do późnego Gierka, kiedy to konserwatorzy zwrócili wreszcie uwagę na ten piękny zabytek, rozpoczynając w nim skromne czynności porządkowe i zabezpieczające. W międzyczasie (choć rozumując zdroworozsądkowo nie chce mi się w to wierzyć) nad pałacem zawisły złowrogie czarne chmury w postaci debilnych propozycji czerwonych komisarzy, sugerujących wysadzenie jego murów w celu zlikwidowania rzekomej kryjówki usiłujących obalić system śmiertelnie groźnych opozycjonistów-terrorystów. Pod koniec lat 80-ych gmach wydzierżawił na 40 lat wielki pasjonat, były naukowiec Akademii Rolniczej w Poznaniu, Włodzimierz Sobiech, który za odziedziczone na Zachodzie pieniądze i wyraźnie na przekór niektórym lokalnym biurokratom postanowił przywrócić go do stanu używalności i od tego czasu trwają tutaj ciągłe, acz bardzo powolne prace remontowe. |